Bolesław Chrobry. WNUK – recenzja
Antoni Gołubiew – mistrz pisania i snucia pasjonujących opowieści historycznych powraca. Tym razem w ostatnim tomie dziejów o Bolesławie Chrobrym, „Wnuku”, który zamyka to monumentalne dzieło. Tu wszystko się spotyka i zamyka jednocześnie. To wszystko, co zostało poruszone w opublikowanych wcześniej częściach, niektóre z postaci, jak i skutki wydarzeń, tu zostają nadmienione. I tak, jak na początku mogliśmy być uczestnikami narodzin polskiej państwowości, mogliśmy obserwować zmagania Bolesława Chrobrego związane z władzą i zasiadaniem na tronie, tak teraz jeździmy… jako ksiądz, który robi objazd po domach swoich wiernych i wypytuje ich o życie i codzienność. Jako klechę zaprasza się go do domów, prowadzi do stołu, karmi i poi i rozmawia o bolączkach i trudach owego trudnego życia. Ksiądz obserwuje, milczy, ocenia w myślach to, co widzi. Trudzi się przy każdy progu, jaki idzie mu przekraczać…
Jest sroga zima. Najgorsza pewnie w dziejach, gdy nasz koń zostaje pogoniony przez wilki. I zostajesz sam, na zatracenie, na zamarznięcie w środku pustkowia. Jak iść tymi śniegami? Gdzie szukać pomocy? – myślisz. Zima i mróz nie odpuszczają. Siedząc, człowiek traci czucie w palcach, uchodzi ciepło z ciała, stajesz się sztywny, jak kłoda. Powieki stają się ciężkie, chce się spać. Ale trzeba ratować swoją marną męską skórę. Trzeba wstać, złapać byle jaki kostur i iść… Gdzieś… Byle gdzie, ale gdzieś. Przed siebie. I nagle budzisz się w chacie u obcych, a piec bucha gorącem. Nic nie pamiętasz, nie pojmujesz co i jak i kiedy. Ale oni dają strawę, dbają o ciebie. O nic nie pytają. Czekają, aż ty zaczniesz. Aż wydobrzejesz.
A śmierć była tak blisko.
A śmierć ciągle jest. Jest obecna i czeka. Stoi w szeregu wojów, którzy ruszą na wojnę. Siedzi za stołem i czeka. Ona jest wszędzie. I choć woje umierać nie chcą, to muszą wypełniać rozkazy władcy, bo tak przysięgali. Bo tak trzeba. Trzeba, by było lepiej i by czuć, że jest się na swojej, pewnej ziemi. Trzeba dać coś dzieciom, zostawić coś żonie. Przecież przysięgali przed Królem… Ludy stają w zwartych szeregach. Bolesław Chrobry tak wiele zrobił, tak wiele się zmieniło. I choć nie zawsze uczciwie, to jednak wywalczył to, na czym mu zależało. I jemu i ludowi jego.
Czytając każdy z tomów o Bolesławie, zaczęłam wyobrażać sobie autora jako rosłego mężczyznę z ciężką koroną na głowie i berłem u boku, z bujnym zarostem i potężnym głosem, który włada – włada czytelnikami. Dosłownie, bo jego pisanie porywa tłumy. Jest niedoścignionym władcą literatury historycznej, którą pokusił się napisać oryginalnym stylem języka tamtych lat. Nie jest to jednak idealna mowa, bo nikt nie zrozumiałby treści powieści, a i źródła historyczne obejmujące tamten okres są bardzo fragmentaryczne. Jest to język nieco przez autora zmieniony i doprawiony szczyptą wyobraźni. Na początku trudność może stanowić wczytanie się w tekst, ale to kwestia stron… Jak już złapiesz rytm i sens, to miej się na baczności, bo przepadniesz.
Antoni Gołubiew stworzył monstrualną wręcz sagę literacką, którą wydawnictwo MG ubrało w piękną obwolutę na wzór szaty królewskiej.
Powieść zmusza do powolnego smakowania, degustowania i jednocześnie rozumienia. Niektóre słowa wydają się niezrozumiałe i często brak nam ich wyjaśnienia, jednak ich znaczenia domyślamy się z kontekstu zdań. Trudne? Trochę tak, ale do przejścia. Szybko przenikasz do tekstu i niemalże jednoczysz się z nim. Spajasz się z historią, a twoja wyobraźnia maluje obrazy, których się nie spodziewałeś.
Paluszki czytelnicze lizać, toast miodem wznosić.
Agnieszka Kusiak – https://www.facebook.com/hashtag/agakusiczyta
Dodaj komentarz