Jak rzuciłem korpo – Mateusz Gradowski – recenzja

Jak rzuciłem korpo – Mateusz Gradowski – recenzja

Patrząc na tytuł książki Mateusza Gradowskiego, można BŁĘDNIE nastawić się do niej nader sceptycznie. Myślisz sobie „Tak! Rzuciłem korpo, wielkie mi aj waj, jakby było się czym chwalić”. I z pewnością szybko nie będziesz chciał po nią sięgnąć. Będziesz ją przekładał z półki na stolik, ze stolika na łóżko, potem położysz na stosie innych książek, przykryjesz innym tytułem, ale ona zawsze gdzieś pod ręką jest. Aż przyjdzie taki moment, że pewnie dla świętego spokoju weźmiesz ją do ręki i zaczniesz czytać.

Wszystko ma swój czas.
Przepadasz, a nos zanurzony pomiędzy stronami sprawia, że… ciałem na kanapie, lecz głową podróżujesz.
A w czym rzecz?

Mateusz Gradowski znalazł się w martwym punkcie swojego życia. Pracownik wielkiej korporacji, którego dzień nie różnił się od dnia, gdzie już nic innego nie potrafił z siebie wykrzesać, nic więcej osiągnąć, niczym zabłysnąć. Frustracja w nim narastała, dochodziło przygnębienie i typowe pytania – co dalej? Czy tak będzie zawsze? Dzień po dniu bez końca? I gdyby nie ten wielomyślowy bagaż codzienności, nigdy nie zdecydowałby się na nic. A on – z dnia na dzień złożył wypowiedzenie i ruszył. Przed siebie. Dosłownie i w przenośni. Ruszył spełnić marzenie życia. 13 listopada 2017 roku wyjechał z domu bez jakiegokolwiek dalekosiężnego planu na siebie i na przyszłość. Założeniem była podróż dookoła świata, albo prawie dookoła, bo musiał ją przerwać, ALE…

ALE…
Ta podróż była niemalże terapeutyczna. Pomimo wielu przygód, nie zawsze pozytywnych i chcianych, jak choćby pływanie w Morzu Martwym, „pożarcie” karty przez bankomat w Aleksandrii, brak pieniędzy zmuszający do łapania pracy za noclegi, czy chodzenie nago po plaży, zawsze czuł, że żyje. Że życie jest piękne i niebywałe i że nigdy nie da się go poznać doszczętnie. Poczuł wdzięczność za to kim był, dokąd doszedł i co zdobył. Emocje wypełniały go całego. Podobnych wrażeń nigdy nie doświadczył siedząc za biurkiem. Poczuł człowieczeństwo w sobie, poczuł wartość siebie samego. Dostrzegł sens własnego bytu i nauczył się o tym mówić, czego wcześniej nie potrafił i czego nigdy nie robił. Były momenty, że czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, że ten stoi przed otworem i czeka, aż sięgnie po to, co ma do zaoferowania. Były momenty, że czuł, iż może dokonać wszystkiego, czego sobie tylko życzy.

Ale były i inne chwile.

„(…) Pod koniec dnia każdy z nas jest w trakcie swojej podróży, czy to fizycznej, czy duchowej, i nasze drogi ostatecznie rozchodzą się znowu. Dlatego też zrozumiałem, jak ważne jest nawet w życiu codziennym, aby nauczyć się być samemu ze sobą. (…) Jeśli to będziemy potrafili, łatwiej będzie nam funkcjonować w społeczeństwie. Dopóki nie będziemy w stanie żyć w zgodzie ze sobą, prawdopodobnie nie uda nam się żyć w zgodzie z drugim człowiekiem.”

Mateusz Gradowski SOBĄ udowadnia, że niemożliwe istnieje po to, by stać się MOŻLIWE. Sam tego doświadczył, sam to poczuł i tego skosztował. Skosztował życia na uczcie, na którą zaprosił go świat. Nie chcę pisać o treści, o miejscach, gdzie był, kogo poznał, gdzie było co i dlaczego. Nie o to w tej książce chodzi. Nie o zachwyt Seulem, czy przygodami na kutrze. Tu chodzi o coś więcej, o coś, co czujesz podświadomie, w tle niemalże. Tu chodzi o zmianę – siebie, swojej psychiki, swojego odczuwania i bycia.

„Jak rzuciłem korpo” to podróżniczy poradnik o narodzeniu NOWEGO JA. To psychologiczna przygoda, którą pisała rzeczywistość, a której doświadczył Mateusz. To kompendium wiedzy o człowieku, jego stylu życia, marzeniach i ich łapaniu za nogi. To „laminowana” mapa zapraszająca do podróży, ucztowania i radości. Autor nie wskazuje ci drogi, nie naprowadza, a jedynie proponuje. Uzmysławia ci, że warto kosztować swoje życie, póki się je ma. Że warto ucztować i się nim wręcz delektować. Że na materializmie nie zbuduje się szczęścia, nie na kieracie od poniedziałku do piątku, a na czymś zupełnie innym. Lecz to Mateusz Gradowski poczuł wychodząc zza biurka i zamykając drzwi własnego mieszkania z plecakiem na barkach.

Po roku wrócił.
Inny.

A teraz?
Teraz puszcza energię dalej…

Thomas Jefferson mawiał:

„Jeśli chcesz zdobyć coś, czego nigdy nie miałeś, musisz być gotowy robić rzeczy, których nigdy nie robiłeś”.

#agaKUSiczyta – Agnieszka Kusiak

Share this post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *