Szara dama Elizabeth Gaskell – recenzja

Szara dama Elizabeth Gaskell – recenzja

Za każdym razem, gdy sięgam po książkę wliczoną w poczet literatury klasycznej, okazuje się, że zostaję porwana w wir tekstu. Że styl pisania autora jest tak ujmujący i tak bogaty słowotwórczo, że próżno porównywać go z jakimkolwiek innym współczesnym autorem. Nie na darmo mówimy o klasyce, jako o szczególnej półce literatury. Ta ma bowiem niepodważalną wartość, sens i piękno. Klasycy zachwycają i stylem pisania i uchwyceniem tematu i bystrością oceny, a także – co najważniejsze – tworzeniem literackiej fabuły.

Nie inaczej jest z „Szarą Damą” Elizabeth Gaskell, którą wydało Wydawnictwo MG.

Oto Anna Scherer, młoda dziewczyna, której szybko poleca się, dosłownie – poleca – świetną partię na męża. Każdy nakłania, wszystko toczy się samoczynnie, bez wpływu Anny i nie wiedząc kiedy, a zostaje żoną przystojnego pana de Tourelle. Nie ma między nimi miłości, nie ma typowej euforii z racji zamążpójścia. Są za to wątpliwości i obawy i jakiś wewnętrzny niepokój. I tak, jak szybko zawarto związek, tak też szybko nastąpiła przeprowadzka do zamku męża. Bo w końcu ma nową własność, nową żonę i niewolnicę.

I tu zaczyna się tragedia owej bohaterki. Jaka? Co z niej wyniknie i dlaczego? Nie zdradzę, bo to trzeba poznać samemu. Trzeba wczytać się w opowieść snutą przez Elizabeth Gaskell i dać się porwać. Trzeba oswoić tekst, by móc w pełni smakować gotycką atmosferę duszną od tajemnic i ciemnych murów zamczyska. Trzeba wejść pomiędzy kłamców i donosicieli, a przy tym zachować czujność i ostrożność. Trzeba poczuć trwogę młodej kobiety, która w tym miejscu nie zna nikogo, nie ufa nikomu i boi się poruszać po niedostępnych dla niej salonach przywłaszczonych przez męża. Jej codzienność ograniczona jest do kilku zaledwie pomieszczeń, a gdzie reszta? Gdzie niezliczona ilość wystawnych pomieszczeń?

Sama, bez wsparcia, bez nadziei, bez listów od rodziny…

„Szara Dama” to powieść o silnej woli życia. To także historia walki o siebie samego. I choć wydaje nam się znana i nieco udramatyzowana dla podtrzymania ciekawości czytelnika, to jednak ma w sobie jakieś piękno i kunszt. I tak, jak zaczynasz czytać bez zaangażowania, tak w miarę odwracanych stron zostajesz omamiony pięknem treści. Elizabeth Gaskell wrzuca cię w klimat brzydkiego pałacu i pozostawia samego sobie. Radź sobie, mówi.

Czytanie „Szarej damy” jest rozkoszą i przywilejem jednocześnie. To bytowanie z duchem gotyckiej klasyki, który stopniowo, uchylając drzwi, zaprasza cię na ucztę czytelniczą. Elizabeth Gaskell choć bierze na warsztat prosty i łatwy temat, odciętej od rodziny kobiety, która zostaje zmuszona do życia w samotności i izolacji, to czyta się świetnie. Niepozorna książka ma w sobie jakąś głębię. Personalizujesz się z bohaterką, Anną, która swoje problemy musi rozwiązywać sama. Czujesz ich brzemię na sobie, czujesz jej strach… Szarzejesz z nią… Znika twoja kobiecość, odwaga i wcześniejsza łapczywość życia. I to jest piękno tej powieści, to poczucie bycia kimś innym, ale i poczucie tego, jak to jest być nie sobą.

Polecam.

Agnieszka Kusiak – https://www.facebook.com/hashtag/agakusiczyta

Share this post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *