Girlaski – Julian Krzewiński – recenzja
„Góry widziane z daleka wszystkie wyglądają tak samo, ale w miarę wspinaczki zaczynasz dostrzegać różnice. Na samym początku łagodnie się wznoszą… A w nieoczekiwanych miejscach można znaleźć interesujące zagłębienia (…). Jest tam wszystkiego po trochu. Miejsca rozjaśnione słońcem. Miejsca skryte w cieniu. Miejsca suche niczym pustynia i wilgotne niczym las tropikalny. A całość wygląda jak żywa, oddychająca istota…” *Kuniko Mukoda „Kobieta zza ściany”, wyd. KIRIN
Podobnie jest z dziewczynami w rewii, które widziane z dala, skupione wszystkie na scenie, wyglądają tak samo. Tworzą kobiecy masyw o wielu imionach i historiach. To masa nóg, rąk, piersi i głów. Ale zatrzymaj się widzu na jednej z nich. Wyłap jedną z girlasek – jak ma na imię? Po kim ma tak szczupłe nogi? Po kim te delikatne kolanka? – po mamie, czy babci? Czy ma męża? Cy lubi pomidorówkę z ryżem, a może woli barszczyk czerwony z jajkiem i skwarkami? Kim jest taka dziewczyna?
Kobieta – ona – jedna – jedyna.
Jest tu Irka, Wanda, Adela, a potem dołącza do nich Sonia. Wspaniała, ambitna, entuzjastyczna dziewczyna, pełna pragnień i marzeń. Pełna chęci życia – lepszego niż to, jakie miała i jakie przypadło jej w udziale w tej niesprawiedliwej grze. Rodzice sprzedali ją kobiecie, w której rękach dziecko nigdy nie powinno się znaleźć. Przeżyła tu piekło, poznała gorycz samotności, poniżenia i dna, na jakie spadła. Aż pojawiła się nikły promień światła, który wniósł w serce dziewczyny nadzieję. Sonia trafia pod dach Ryszarda Rzymskiego i wszystko byłoby dobre, lepsze i wreszcie normalne, gdyby nie fakt, że Sonia nie zna życia i popełnia gafę. Ucieka pełna wstydu. A potem? Potem życie samo rozwija jej dywan pod nogami i wiedzie nieznanymi ścieżkami i wielu kierunkach. Na jednej pojawia się bratanek Rzymskiego, na innej kolejna rewia, potem na chodniku stoi głód i samotność. Będzie i cyrk i marzenie o własnym domu, o swoim miejscu na ziemi. I będzie kres tej drogi, a tym samym koniec trudów.
Julian Krzewiński napisał niebywale wciągającą powieść, pełną emocji i napięcia. To wręcz majestatyczny obraz nakreślony duszą, na którym słowa nie dotykając płótna, igrają sobie z nim, muskają je delikatnie, by ciągle zmieniać miejsca. Jak motyle. Tu melodię dla nich komponuje autor. To jest tu kompozytorem i dyrygentem.
„Girlaski” przenoszą w świat rewii, niekończących się treningów, przyjaźni i ploteczek. Tu czujesz zmęczenie nóg, otula cię smog papierosów wypalanych podczas przerw w występach, oblewa cię pot po występach dla publiczności.
Wnikasz w fabułę całym sobą. Pasjonujesz się innym, nieznanym ci światem. Kibicujesz każdemu z bohaterów i do końca, naiwnie wierzysz w dobro i szczęśliwy los. Pasjonuje cię Sonia i ludzie, na jakich trafia. Ciekawi cię Wanda, młoda mama. Tymi postaciami żyjesz, ocierasz mokre od łez policzki, łapiesz się na tym, że podajesz Sonii kromkę chleba posmarowaną świeżym masłem. „Girlaski” są napisane tak pięknie, tak ujmująco i prawdziwie, że wszystko to, o czym czytasz, osiada na twojej skórze. Wnika w ciebie i … czujesz jakbyś tańczył pośród girlasek na premierze nowej sztuki.
Niebywały klimat.
#agaKUSIczyta – Agnieszka Kusiak
Dodaj komentarz