„SŁOŃCE W KIESZENI” Joanna M. Chmielewska

„SŁOŃCE W KIESZENI” Joanna M. Chmielewska

To jest książka, która musi trafić w twój moment. Nie swój, a twój właśnie, bo gdy zaczynasz ją czytać uzmysławiasz sobie, że jej potrzebujesz – tej prostej, acz jakże wesołej fabuły. Coś w niej sprawia, że zamykasz się w jej świecie, że nie ma znaczenia plucha za oknem, że łagodnieją bolączki ciała, a trudne myśli uciekły gdzieś do tyłu. Idziesz za cała i oddajesz jej wyłączność, bo w sobie czujesz ciepło i chce ci się… śmiać.

„Drobnymi kroczkami pozwól sobie zrobić coś trochę inaczej niż zwykle” – poradził psycholog zagubionej Zuzannie. To szła małymi kroczkami i doszła do „Zakątka” na jogę śmiechu. Zapłaciła, by się śmiać, choć nie tyle śmiać się, ile siedzieć pod ścianą i patrzeć na innych joginów i na ich wybryki. Nieco dziwaczne, zwłaszcza dla niej, podpory i tak prostej ściany, która podpórki nie potrzebuje. Dziwaczne dla niej, obserwatorki i biernej uczestniczki, i w ogóle, po co chodzić i płacić i śmiać się, skoro po zajęciach do śmiechu raczej nie po drodze? To jest dopiero absurd absurdów o imieniu Zuzanna.
Joanna M. (od obyczajów) Chmielewska (nie od kryminałów i trupów znajdywanych w dziwnych miejscach) napisała lekką, swobodną wręcz książkę. Książkę na każdą porę dnia, czy godziny na zegarze. Książkę do czytania i przy kawie i przy herbacie (receptura ziołowa koniecznie), przy babeczce (upieczonej) lub szarlotce. I lodach (choć te akurat mogą powodować biegunkę).

Oto grupa wariackich kobiet zaczyna jogę śmiechu. Studio zakłada Donata, która szuka czegoś poza branżą pogrzebową, w której pracuje. Zostaje instruktorką z planami sięgającymi nieba, a nawet ciut ciut wyżej (choć martwe ciała grzebie pod ziemię). No, ale trzeba mieć skrzydła w szafie, śmiech (nawet wymuszony) i salę do zajęć. Jest jednak w gronie pań Zuzanna, tajemnicza podpora (i tak prostej) ściany. Milczy. Patrzy tylko, wadzi się z sobą samą w głębi siebie, próbuje pogodzić się z przeszłością, a nawet szuka na siebie recepty. A tą jest śmiech. Leczy ciało, ducha, otwiera oczy na otoczenie i pomaga uwierzyć w magię. Donata jest jak czarnoksiężnik w damskim ubraniu, bo nieświadomie pomaga każdej z pań, a każda ma inny problem i inny smutek w sobie. To lekarka śmiechem.

Chmielewska pisze o kobietach „na życiowych wirażach”. O osobach, których życie nie jest lukrem polane (jak pyszne ciacho w „Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem” u pani Anetki) ani usiane różami rzucanymi pod nogi przez ukochanego mężczyznę. Życie jest poważne, trudne i skomplikowane. Jednak Asia Chmielewska pomaga w tym trójkącie (bermudzkim) odnaleźć powód do śmiechu. Bo śmiech to nie dość, że lek na całe zło, to i lepiszcze babeczek (kobietek, wraz z Zuzą) ze sobą. Wedle zasady – w grupie siła, w grupie motywacja.

„Słonce w kieszeni” to książka o życiu. O ludziach, o strachu, o wątpliwościach i odwadze rozrachunku z przeszłością. Czyta się lekko i zabawnie (nawet miaucząc). Odpoczywasz, bo „Słońce…” to książkowy relaks, przerywnik dnia. To pogodny widok za oknem i iskierka nadziei dla siebie.

Prosty styl pisania otula i to jest chyba w tej książce najlepsze.

Agnieszka Kusiak – https://www.facebook.com/hashtag/agakusiczyta

Share this post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *